Psychopatie – schizoida i syntonia

Psychopata (2)

Taka prostota stosunków zanika zupełnie w allelach obu omawianych tu czynników, a nawet ustępuje miejsca wielkiej zawiłości stosunków. Na przeciwległym do głuptactwa biegunie mamy dziedziczny krąg wybitnej inteligencji; ale jeżeli panuje powszechna zgodność co do klasycznego stopniowania głuptactwa lub nasilenia stanu maniakalnego, to należy stwierdzić zupełny brak takiej zgodności co do stopniowania wybitnej inteligencji lub psychopatii schizoidalnej. I rzeczywiście, może być wybitna „inteligencja praktyczna”, natomiast zupełnie słaba „inteligencja teoretyczna” lub odwrotnie; albo może być wybitna „inteligencja matematyczna”, nawet twórcza, przy tępocie umysłu w zakresie nauk historycznych, politycznych, językoznawczych itp., lub odwrotnie.

Na biegunie najwyższego rozwoju intelektualnego zróżnicowanie zainteresowań jest tak wielkie, i rozwój poszczególnych nauk jest tak daleko posunięty, że o wybitnej inteligencji w zakresie wszelkich gałęzi wiedzy nie może być dzisiaj w ogóle mowy. Podobnie ma się rzecz z allelem nadmiaru popędu syntonicznego, mianowicie z biegunem psychopatii schizoidalnej, która obejmuje — oczywiście pomijając psychopatie cykloidalne — wszelkie inne obrazy psychopatyczne, które na ogół wykazują w zakresie charakterologicznym co najmniej takie samo zróżnicowanie, jakie wykazuje „wybitna inteligencja” w zakresie intelektualnym. Zawiłość tych stosunków, dochodząca po prostu do pewnego zamętu, większego niż w jakimkolwiek innym rozdziale psychiatrii, przejawia się najjaskrawiej w nadzwyczajnej rozbieżności sposobów klasyfikowania zwyrodnień psychicznych przez różnych autorów.

Mówiliśmy dotąd o syntonii w tym znaczeniu, jakie temu terminowi nadał jego twórca, Bleuler. Na zakończenie tego rozdziału należałoby powiedzieć kilka słów o stosunku syntonii do kretschmerowskiej proporcji diatetycznej w cyklotymii, wahającej się od nastroju wesołego do smutnego. W gruncie rzeczy ta proporcja diatetyczna, cechująca cyklotymię cechuje równocześnie — w mniejszym lub większym nasileniu — wszelką aktywność psychiczną w ogóle, ponieważ każda taka aktywność ma zabarwienie uczuciowe albo dodatnie, przyjemne, albo ujemne, przykre; pierwsze z nich budzi nastrój wesoły, drugie nastrój smutny. Proporcja diatetyczna waha się zatem pomiędzy dwoma stanami uczuciowymi, które są równocześnie i najbardziej elementarnymi, pierwotnymi i powszechnymi, ponieważ znajdujemy je u zwierząt i u niemowlęcia, a także u człowieka dorosłego w jego najbardziej złożonej aktywności czołowo-logicznej. Można powiedzieć, że cała uczuciowość człowieka zdrowego i dojrzałego rozwija się z tego pierwotnego źródła, z jakiejś przyjemnej klisis i przykrej ekklisis i zachowuje w całej swej długiej ewolucji przynajmniej coś z tego charakteru przyjemności lub przykrości. Żadne inne uczucie nie ma tego charakteru powszechności i pierwotności. Ale istnieje jeszcze druga cecha, wyróżniająca bieguny przykrość — przyjemność (smutek — wesołość) od wszystkich innych uczuć, bardziej zróżnicowanych. Każde uczucie jest subiektywną oceną jakiejś wartości, zarówno na poziomie odruchowości warunkowej jak na poziomie dynamizmów prelogicznych, albo wreszcie na poziomie myślenia logicznego. Nawet na poziomie podkorowym, czystego instynktu, uczucie jest podmiotową oceną bodźców i wrażeń, budzących uczucie protopatyczne. Stąd uczucie zawsze, bez wyjątku, związane jest jak najściślej z ocenianą przez się wartością; nie ma uczucia psychicznego, które by nie było składnikiem zespołu uczuciowo-poznawczego. W rzeczywistości’ jednak istnieje jeden jedyny wyjątek, w którym wrażenie trwałej przykrości powoduje nastrój smutny, albo wrażenie trwałej przyjemności powoduje nastrój wesoły — i w obu tych przypadkach stan uczuciowy, ujemny lub dodatni, w rzeczywistości nie jest budzony przez żaden bodziec zewnętrzny lub ustrojowy, nie jest zatem— albo przynajmniej może nie być — reakcją na podrażnienia dopływające z obwodu, albo na konstelację psychiczną, która by nastrój realnie uzasadniała, ale jest jakimś ośrodkowym zaburzeniem dziedzicznego podkorowego aparatu afektywności protopatycznej, ogólnego „czucia się dobrze” lub „czucia się źle”. Zaburzenie polega na tym, że zanika zmienność, plastyczność, normalne wahania pomiędzy czuciem się dobrze lub czuciem się źle, zależne od konstelacji fizjologicznej i psychicznej, a natomiast utrwala się na czas choroby tylko jeden z tych nastrojów, który uniemożliwia występowanie drugiego, nawet w tych przypadkach, w których konstelacja fizjologiczna lub psychiczna normalnie go budzi. Mówimy tu oczywiście o nastrojowo ujemnych lub dodatnich fazach psychozy maniakalno-depresyjnej, które występują endogennie, a więc właśnie nie są subiektywną oceną jakiegoś bodźca działającego w tych razach, ale które, wręcz przeciwnie, powodują wtórnie ekforię tylko takich wspomnień i myśli, których zabarwienie uczuciowe jest zgodne z panującym nastrojem; myśli o zabarwieniu antagonistycznym po prostu nie mają wstępu do świadomości, która całkowicie wypełniona jest treścią odmienną. Pomimo swojej przeciwstawności, zarówno pogodne stany wzmożonego samopoczucia, jak i smutne stany samopoczucia obniżonego cechują się jednakowo swym charakterem syntonicznego współdźwięczenia uczuciowego z otoczeniem, zwłaszcza w okresach jasnych, ponieważ w czasie napadów patologicznego nastroju współdźwięczenie jest mocno ograniczone nadmiernym zainteresowaniem się swoją osobą i swoim samopoczuciem. Pozornie mogłoby się wydawać, że w tych patologicznych nastrojach należałoby oczekiwać nie ograniczenia współdźwięczenia uczuciowego a raczej jego wzmożenia w nastroju dodatnim i osłabienia w ujemnym. W rzeczywistości jednak ograniczenie, osłabienie popędu syntonicznego w obu stanach patologicznego nastroju i maniakalnego, i melancholicznego staje się bardziej zrozumiałe z punktu widzenia psychofizjologicznego: patologiczny nastrój, idący z dynamizmów podkorowych do wszystkich pięter kory mózgowej, z natury rzeczy w największym stopniu zalewa i uszkadza ten dynamizm korowy, który jest najbardziej złożony i subtelny, a najmniej odporny na wszelkie szkodliwości, tj. dynamizm czołowo-logiczny, czyli zwierzchnie sternictwo myślenia i działalności ludzkiej. Upośledzenie aktywności tego sternictwa zwierzchniego powoduje z natury rzeczy wyzwolenie mechanizmów prelogicznych w stopniu zależnym od stopnia niedomogi zwierzchniego sternictwa. Otóż wiadome jest, jak na wskroś egoistyczne jest zachowanie się każdego małego dziecka; jego syntonia polega tylko na tym, że płacze, gdy widzi kogoś plączącego, gniewa się, gdy widzi kogoś gniewającego się itp. Syntonia dziecka stopniowo nabiera z czasem charakteru współdźwięczenia moralnego z otoczeniem —chociaż coraz mniej bezpośredniego — dopiero wtedy, gdy ulegnie intelektualizacji i socjalizacji. Z tej stopniowej ewolucji syntonii wynika, że po procesie dyssolucyjnym, powodującym niedomogę sternictwa zwierzchniego i wyzwolenie dynamizmu prelogicznego, także syntonia cofa się wstecz ,na swój niższy stopień rozwoju, cechujący się większym egocentryzmem i egoizmem. W związku z takim ujęciem ewolucji i dyssolucji popędu syntonicznego pozostaje w zupełnej zgodności pogląd tych psychiatrów, którzy twierdzą, że stany hiper- i hipotymiczne u dzieci są bardziej stanami podniecenia i zahamowania (Sante de Sanctis), aniżeli maniakalnymi i melancholicznymi w znaczeniu nastrojów patologicznych.


Zdjęcie pochodzi z portalu flickr.com. Autorem grafiki jest ZERO+. Grafika została wykorzystana na podstawie licencji CC BY 2.0.