Dyssolucja prelogiczna prędka – różne podejścia

Halucynacje (2)

Mourgue podaje dwanaście punktów, w których wymienia procesy doprowadzające do halucynacji, i z których pierwszych jedenaście jest „czysto” fizjologicznych, zaś dopiero ostatni, dwunasty, „budzi świadomość”. Mianowicie według Mourgue’a kolejność występowania jedenastu etapów wstępnych, ulegających lokalizacji chronogennej i zawartych w każdej percepcji, jest następująca:        1) reakcja źrenic na światło przez uruchomienie obronnego układu organo-wegetatywnego (W. R. Hess), 2) odruchowe zamknięcie powiek, jeżeli światło jest zbyt silne, 3) ruchy gałek ocznych, wywołane bodźcami świetlnymi, 4) zwrócenie gałek ocznych i głowy w kierunku do przedmiotu, 5) odróżnienie światła i ciemności (początek niezróżnicowanego widzenia), 6) akomodacja, współdziałanie z danymi, dostarczonymi przez układ przedsionkowy, okoruchowy, powierzchnię ciała, czuciowość skórną, 7) orientowanie się wzrokowe w przestrzeni i lokalizacja podrażnień, 8) odpowiednia postawa ciała w przestrzeni, 9) ustosunkowanie podrażnień wzrokowych do instynktów i do wartości instynktowych (klisis i ekklisis) dla uwzględnienia celów życiowych osobnika na podstawie zahamowania sympatycznego lub wzajemnego, 10) kombinacja wszystkich tych faz pod postacią engramów, 11) ekforia wrażeń poprzednich i kolejne rozpoznanie (gnozja wzrokowa), 12) wcielenie oryginalnego wrażenia wzrokowego w sferę psychiczną i w końcu obudzenie świadomości. Aby wszystkie te fazy rozwijały się harmonijnie w czasie, należy przyjąć, zgodnie z tym, co stwierdził Sherrington na poziomie segmentarnym w zakresie koordynacji ruchów proprioceptywność wyższego rzędu, bez której kolejność koordynacyjna byłaby trudno zrozumiała.

Ale i to ostatnie tłumaczenie Mourgue’a jest również trudno zrozumiałe. Koordynująca rola proprioceptywności jest niewątpliwa, ale nie tłumaczy wszystkiego. Podrażnienia proprioceptywne są zawsze wynikiem czynności ruchowych, zaś aparat ruchowy jest zawsze narzędziem tylko wykonawczym, którym zarządza jakaś siła dynamiczna, który zatem sam przez się nigdy nie może być właściwą siłą scalającą, pierwotnym jej motorem. Zdaje się, że zachodzi tu wciąż to samo wielkie nieporozumienie, które widzimy w dzisiejszej neurofizjologii także w stosunku do układów współczulnego i przywspółczulnego, które są słusznie uważane za układy ruchowe, ale tym samym niesłusznie uważane są za układy „kierujące” i „regulujące” czynności ustrojowe i zwierzęce. W rzeczywistości jako układy ruchowe mogą one być jedynie biernymi wykonawcami kierującej i regulującej aktywności bądź wegetatywnych układów dośrodkowo-czuciowych, bądź też pozostawianej przez nie engrafii, która jest albo psychologicznie natury afektywnej (engramy uczuć ustrojowych w korze, a także dalsze pochodne tych uczuć), albo też za pośrednictwem czynności ruchowych i wywoływanych przez nie podrażnień proprioceptywnych pozostawia zespoły współczesnych i następczych engramów tych podrażnień proprioceptywnych, tworząc przez to kinestetyczne wzory złożonych sprawności ruchowych. Ale i w tym ostatnim przypadku proprioceptywność jest tylko ślepym i biernym wykonawcą tych celów, które aktywnie stawia sobie każdy „zamiar”, do którego musimy wraz z Goldsteinem sprowadzić każdy proces integracyjny. Tak więc w dynamicznym ujęciu wszelkich czynności układu nerwowego nie ma i nie może być żadnych innych sił scalających 1) poza czuciowymi podrażnieniami dośrodkowymi, zależnymi od fizjologicznej konstelacji na obwodzie w danej chwili, i 2) poza engraficznie tworzonymi przez nie korowymi nastawieniami gnostyczno-afektywnymi i ich pochodnymi na rozwojowo wyższych poziomach, których czynność stanowi o korowo-psychicznej konstelacji danej chwili, tj. „zamiarze” dominującym. Rzeczywistym, realnym, bezpośrednim motorem scalania czynności nerwowych jest zatem zawsze, mówiąc innymi słowy, uczuciowość podkorowa, protopatyczna, budzona przez konstelację fizjologiczną na obwodzie, albo uczuciowość korowa, intelektualizowana, jeszcze nie sprzężona lub już sprzężona, stanowiąca o celu i w ogóle o konstelacji neurodynamicznej własnej, korowo-psychicznej. Innych sil realnych, scalających czynności nerwowe, w układzie nerwowym w ogóle nie ma, stąd i te procesy, fizjologiczne i psychologiczne, które Mourgue wylicza jako czynne w każdej percepcji i w każdej halucynacji, muszą ulegać scalaniu przez jedną z tych dwóch sił, działającą albo bezpośrednio, albo za pośrednictwem wszelkich urządzeń statyczno-ruchowych i proprioceptywnych, które pozostają na usługach „zamiarów”, czyli nastawień i sił wewnątrzkorowo-intrapsychicznych. Zdaje się, że na ogół w tym samym kierunku biegnie myśl znanego wiedeńskiego badacza zaburzeń afatycznych i amnestycznych, Potzla, a także i jego współpracownika Hoffa; obaj ci autorzy podkreślają podporządkowanie wszelkich narządów korowych, bliższych do obwodu, ogólnej aktywności kory i ogólnym potrzebom całego organizmu. W naszym rozumieniu każdy proces powstawania „zamiaru” ma zawsze swój psychofizjologiczny odpowiednik w dynamizmie instynktowym lum wewnątrzkorowo-intrapsychicznym, który zatem jest tą siłą neuro- i psychodynamiczną, która jest czynnikiem decydującym o wyborze i kolejności poszczególnych procesów, czysto fizjologicznych i psychofizjologicznych, prowadzących do celu stawianego przez zamiar. Dla dobrze już wyćwiczonych, zautomatyzowanych sprawności ruchowych koordynacja odbywa się w dużej bardzo mierze przez kinestetyczne wzory engraficzne, które w swoim czasie zostały utrwalone przez wielkie i „dowolne” wysiłki, przeważnie jeszcze w wieku dziecięcym.

Ujęcie Mourgue’a i nasze zgadzają się w zupełności pod tym względem, że przypisują w czynnościach psychicznych wyjątkowo wielką rolę układowi nerwowemu wegetatywnemu, który Mourgue określa nazwą „sfery instynktów”, czyli uczuciowości, przy czym stoi na stanowisku dynamicznym i uznaje zależność układu zwierzęcego od organowegetatywnej sfery instynktów, którą w zupełności uznajemy i my również.

Rozbieżność zapatrywań Mourgue’a i naszych zaczyna się dopiero tam, gdzie Mourgue przeciwstawia układ organo-wegetatywny, jako narząd instynktów, układowi zwierzęcemu, »który na poziomie, na którym przebiega halucynacja, określamy nazwą — sfery przyczynowości i orientacji«. W naszym pojmowaniu przeciwstawianie układu wegetatywnego układowi zwierzęcemu jest możliwe bez większych zastrzeżeń tylko na obwodzie, natomiast w całym, albo co najmniej prawie całym układzie nerwowym ośrodkowym — z wyjątkiem pewnej ilości ośrodków czysto wegetatywnych — mamy czynnościowe i anatomiczne zlewanie się układu wegetatywnego i układu zwierzęcego w jedną całość anatomiczno-czynnociową, działającą tym bardziej jednolicie i nierozerwalnie, im z wyższym poziomem ewolucyjnym mamy do czynienia, a więc przede wszystkim w korze mózgowej. Pomiędzy innymi przejawia się to jaskrawo i w zakresie zagadnienia o halucynacjach: dawniej, a częściowo dotąd nawet, omamy uważano za przejaw podrażnienia narządów zmysłowych, a więc układu zwierzęcego. Dzisiaj Mourgue uważa je za przejaw podrażnienia dróg wegetatywnych, proprioceptywnych i przedsionkowych, i niewątpliwie bliższy jest prawdy. Ale w poglądzie Mourgue’a, określającym układ zwierzęcy, nazwą przyczynowości i orientacji, a więc sfery hierarchicznie i ewolucyjnie najwyższej, zdaje się jeszcze tkwić coś z dawnych zapatrywań na układ zwierzęcy, jako narząd zarządzający stosunkami organizmu ze światem zewnętrznym. Natomiast naszym zdaniem oba te układy, wegetatywny i zwierzęcy, rozwijają się w ośrodkowym układzie nerwowym przez wszystkie jego piętra, od najniższego w rdzeniu kręgowym do najwyższego w narządzie czołowym, zlewając się ze sobą w korze mózgowej tak ściśle i nierozerwalnie, jak gnostyczny i uczuciowy składnik zlewają się ze sobą w każdym psychologicznym zespole poznawczo-uczuciowym, stanowiącym oczywistą jedność czynnościową, o bardzo różnej złożoności — począwszy od elementarnego, trójczłonowego zespołu mnemicznego (gnostyczno-uczuciowo-kinestetycznego) w odruchu warunkowym Pawłowa, a kończąc na najbardziej złożonych zespołach uczuciowo-poznawczych w abstrakcyjnych procesach sprzężonej, intencjonalnej, przyczynowo-logicznej aktywności narządu czołowego, aktywności wyzwolonej od zbyt ścisłego związku z aparatem ruchowym. Hierarchię i ewolucję czynności nerwowych i psychicznych należy zatem rozpatrywać według pięter osi mózgowo-rdzeniowej, ale nie przez przeciwstawianie układu wegetatywnego, który jest w rzeczywistości właściwym dynamicznym motorem i sternikiem wszelkiej aktywności na wszystkich piętrach — układowi zwierzęcemu, który na wszystkich piętrach ma rolę raczej bierną, przewodzącą podrażnienia zmysłowe i ruchowe, lub magazynującą mnemiczne składniki doświadczeń życiowych, składniki natury zmysłowej i kinestetycznej. Mourgue stoi na stanowisku mnemicznym, tak samo jak my, różnimy się jednak od znanego badacza belgijskiego pod tym względem, że podkreślamy mocno ewolucję własności mnemicznych, o której u Mourgue’a nie znaleźliśmy wzmianki. Naszym zdaniem zrozumienie odrębnej aktywności poszczególnych pięter jest znacznie ułatwione, jeżeli uwzględnimy, że na poziomie rdzenia kręgowego mamy do czynienia z najelementarniejszą, bardzo krótkotrwałą postacią pamięci fizjologicznej, którą stwierdzamy w znanym zjawisku sumowania się skutków podrażnień w środkowym członie luku odruchowego, natomiast na drugim — korowym — krańcu osi mózgowo-rdzeniowej znajdujemy już coraz bardziej złożone i długotrwałe zespoły mnemiczne, działające w spóźnionych odruchach warunkowych Pawłowa przez 2 do 3 minut, a jeszcze bardziej złożone i jeszcze bardziej długotrwałe zespoły w tym narządzie czołowym, który przerabia i magazynuje nie wrażenia zmysłowe i ustrojowe, jak narząd pozaczołowy, ale produkty pracy wewnątrzkorowo-intrapsychicznej. Te hierarchicznie i ewolucyjnie najwyższe zespoły mnemiczno-czołowe są zresztą nie tylko najbardziej złożone, ale — zgodnie z zasadami Jacksona — także najbardziej odległe od odruchów, czyli najbardziej „dowolne”, i najmniej zorganizowane, a przez to najmniej odporne na wszelkie szkodliwości.

Wszystkie powyższe procesy mnemiczno-energetyczne są jakąś grą potencjałów korowych, grą tych globalnych dynamizmów własnych kory mózgowej, które dzisiaj są przedmiotem ożywionych badań elektro-encefalografii. Mourgue w tych wszystkich pracach mnemicznych przypisuje wielką rolę gruczołom dokrewnym i sądzi, że wpływy wydzielnicze mogą działać nawet ekforująco na zespoły mnemiczne. I my w całej pełni uznajemy ogromną doniosłość wpływów dokrewno-wydzielniczych, które na niższych szczeblach rozwoju gatunkowego są jedynym czynnikiem, który steruje wszelkimi procesami ustrojowymi w organizmie, a który także i na najwyższych szczeblach rozwoju gatunkowego, a więc i u człowieka, dzieli się z układem nerwowym wegetatywnym władzą sterniczą i kontrolującą nad życiem ustrojowym organizmu, ale wywiera bez wątpienia wielki wpływ także na aktywność układu nerwowego, a więc i na aktywność psychiczną. Jednakże naszym zdaniem wpływ obu tych układów, nerwowo-wegetatywnego i gruczołowo-dokrewnego, na aktywność układu nerwowego jest bardzo daleki od tej prawie tożsamości, którą stwierdzamy we wpływach tych układów na życie ustrojowe, i którą widzimy w tym, że pewne jony mogą zastępować czynność układu współczulnego lub parasympatycznego, zaś te ostatnie mogą działać jak jony. Wpływy gruczołowo-dokrewne działają bezpośrednio tylko na ustrojowe życie tkanki nerwowej, decydują o jej konstytucjonalnej pobudliwości, małej łub dużej, a przez to decydują o własnościach temperamentu, a więc o tempie, o nasileniu, o szybkości powstawania reakcji psychicznych, ale nigdy nie decydują bezpośrednio ani o powstawaniu, ani o ekforii tych lub innych zespołów mnemicznych. Procesy chemiczno-dokrewne lokalne zdają się odgrywać podstawową rolę w przechodzeniu podrażnienia nerwowego przez synapsy neuronów wegetatywnych, a może nawet i zwierzęcych.