Psychopatie – popędy instynktowe

Psychopata (1)

Bleuler, uważając oba pierwiastki, syntoniczny i schizoidalny, za fizjologiczne, poszukuje ich celowości biologicznej. Znajduje celowość syntonii w samym fakcie współdźwięczenia uczuć, które jest związane z uczuciem przyjemności, nawet przy bólu psychicznym (kondolencja); dlatego syntonik, który jest cały jak na dłoni, który zawsze współczuje z otoczeniem, jest „sympatyczniejszy” niż schizoid. Fizjologiczna celowość schizoida jest mniej wyraźna według Bleulera, który przypuszcza, że autyzm i tłumienie przy nazbyt silnym uczuciu jest środkiem ochronnym na zewnątrz i na wewnątrz. Biologiczna celowość współdźwięczenia, jako ludzkiej postaci instynktu stadnego, jest tak jasna, że nie wymaga dalszego uzasadnienia. Natomiast tłumienie popędowości instynktowej przez schizoidię jest jej cechą negatywną, oprócz której schizoidią — jeśli ma jakąś celowość biologiczną — musi dawać ustrojowi jeszcze coś pozytywnego, coś biologicznie lepszego i pożyteczniejszego od tłumionych reakcji instynktowych. Otóż jako drugi moment celowości schizoidii wysuwa Bleuler jej autyzm, który określa jako pozostawianie wolnego biegu fantazji, która nie uwzględnia sprzeczności z rzeczywistością, np. w marzeniach sennych, w mitologii, albo w pewnych stanach chorobowych. Zdaje się, że na ten pogląd wielkiego psychiatry szwajcarskiego trudno się jest zgodzić. Schizotymik, ten typ męskiej dojrzalej rozwagi, cechującej się opanowaniem chwilowych popędów, nie może wykazywać swej celowości biologicznej w autyzmie w powyższy sposób rozumianym, nie może zastępować u człowieka tłumionych mechanizmów, które zresztą są tłumione przez wyższe dynamizmy psychiczne, a nie prelogiczne, bo w tych właśnie stwierdzamy brak lub niedostateczność normalnych sił tłumiących. Znacznie lepszą instancją tłumiącą jest dynamizm czołowo-logiczny, polegający nie na sprzeczności z rzeczywistością, o której mówi Bleuler, ale właśnie na jej możliwie najdokładniejszym poznaniu i dostosowaniu się do niej, a nawet na przewidywaniu przyszłości. I właśnie ten najwyższy dynamizm psychiczny, a nie autyzm prelogiczny, jest biologiczną celowością schizotymika kulturalnego. Bleuler sam zresztą pisze, że »jeżeli mechanizm schizoidalny jest biologiczny, to musi być w jakiś sposób pozytywny; ale dotychczas znamy go tylko jako ubytek«. Zachodzi tu najwyraźniej jakieś nieporozumienie, bo jeżeli schizoid jest typem fizjologicznym, mającym swą celowość biologiczną, to nie należy do tego typu wprowadzać pojęcia „ubytku” i „autyzmu”, wziętych z patologii. Pozytywną stroną celowości biologicznej schizoidii jest zatem autyzm w szerokim znaczeniu tego słowa, jako autyzm fizjologiczny, który jest jedynie możliwy u normalnego schizoida i który jest równoznaczny z normalnym dynamizmem intrapsychicznym w ogóle, a w szczególności czołowo-logicznym. Zresztą i sam Bleuler w niektórych swych zdaniach zbliża się do takiego szerszego ujęcia autyzmu, np. gdy pisze, że »w pełnym swym rozwoju myślenie autystyczne zdaje się zasadniczo różnić od myślenia doświadczalnego; w rzeczywistości jednak istnieją wszelkie przejścia od drobnego uchylenia od nabytych kojarzeń, koniecznego przy każdym wnioskowaniu z analogii, aż do nieokiełznanej fantazji. W pewnych granicach niezależność od zwyczajowego biegu myślowego jest wszak warunkiem inteligencji, szukającej nowych dróg, i fantazjowanie o nowych sytuacjach, oddawanie się marzeniom na jawie itd., są niezbędnymi ćwiczeniami inteligencji«. Jak widzimy Bleuler oczywiście odróżniał autyzm fizjologiczny, prawidłowy, od autyzmu chorobowego lub jego pogranicza jeszcze normalnego, ale już wyraźnie ubytkowego, tj. od marzeń sennych, ale nie przeprowadził tej granicy w sposób dość ostry.

W naszym ujęciu zatem, opartym na lokalizacji chronogenno-topogennej, cel biologiczny schizoidii jest równoznaczny z celem biologicznym aktywności wewewnątr z korowej, intrapsychicznej, zwłaszcza wyższej w ogóle, a nie tylko prelogicznej, czyli właściwie aktywności swoiście ludzkiego życia psychicznego, wyróżniającego je od zwierzęcego, które się zatrzymuje na poziomie odruchowości warunkowej. Znaczenie negatywne, tj. tłumienie popędowości instynktowej, przedstawia się w świetle psychofizjologii tylko jako jeden z przejawów ogólnej reguły, że instancje nadrzędne ośrodkowego układu nerwowego wywierają wpływ hamujący na instancje podrzędne.

Ale musimy przyznać, że powyższe nasze ujęcie, wyjaśniające może lepiej od innych poglądów biologiczny cel schizoidii, stwarza natomiast z innej strony nowe i duże trudności. Syntonia i schizoidia są ujmowane zazwyczaj jako dwa charakterologiczne typy konstytucjonalne, wiążące się z właściwą im również konstytucjonalną budową ciała. W takim rozumieniu jest naturalne, że podstawowe cechy obu tych fenotypów są pochodzenia dziedzicznego. Jeżeli jednak zgodzimy się na nasze ujęcie, to dziedziczny charakter schizoidii staje się daleko trudniejszy do wyjaśnienia, bo jak ją można uważać za cechę w równej mierze, a według Luxemburgera nawet w większej mierze dziedziczną aniżeli syntonia, jeżeli pełnia schizoidii przejawia się dopiero na najbardziej szczytowym poziomie rozwoju psychicznego, wykończanym ewolucyjnie najpóźniej, najdalszym od tego instynktu, którego cechy są rzeczywiście dziedzicznie przekazywane z pokolenia w pokolenie, jak np. popęd poznawczy albo syntonia. W obu tych ostatnich przypadkach możemy zupełnie wyraźnie określić, co jest dziedziczone, mianowicie: popęd poznawczy i popęd syntoniczny do współdźwięczenia uczuciowego z otoczeniem. Ale ze schizoidią sprawa jest nieporównanie mniej jasna i bardziej zawiła, ponieważ schizoidia nie jest żadnym dziedziczonym popędem, niemowlę oddziaływa zawsze bezpośrednio i prawie zawsze syntonicznie; jeżeli schizoidia przejawia się wyraźnie już u niemowlęcia, to zachodzi obawa, że wyrośnie zeń schizoidalny ciężki psychopata. Natomiast tutaj mówiliśmy o syntonii i schizoidii, jako dwóch podstawowych i powszechnych składnikach charakterologicznych, które muszą być zawsze reprezentowane u każdego osobnika normalnego, pomimo swej przeciwstawności jakościowej i ewolucyjnej (w cyklu życiowym syntonia raczej ustępuje, schizoidia zaś się rozwija).

Z całej tej sytuacji wynika wniosek, że łatwo jest zrozumieć dziedziczny charakter syntonii, ludzkiej postaci instynktu stadnego, która jest popędem przekazywanym z pokolenia w pokolenie, podobnie jak popęd poznawczy, i jak ten ostatni jest cechą prostą, jednoznaczną, wiążącą się z jednoznaczną, pykniczną budową ciała, przedstawiającą pewną różnorodność tylko pod względem swego nasilenia. Natomiast schizoidia występuje pod wielu postaciami, które się bardzo różnią od siebie, wiąże się nie z jednym typem budowy ciała, ale z kilku, i nie tępieje z wiekiem tak, jak tępieją w ogóle popędy instynktowe, ale, przeciwnie, nasila się. Co w tej wielokształtnej schizoidii jest właściwie jej istotą, i co jest dziedziczone? Zdaje się, że jedyną cechą powszechną, którą znajdujemy we wszelkich postaciach schizoidii, jest jej cecha ujemna, tworząca z niej przeciwieństwo syntonii, niedomogę syntonii albo w krańcowych — już psychopatologicznych — przypadkach wręcz asyntonię, brak bezpośredniego współdźwięczenia uczuciowego z otoczeniem. Fakt, że pełnia schizoidii jest ewolucyjnie najdalszą niedomogą wciąż tego samego popędu syntonicznego i że stanowi pomimo tego niewątpliwie odrębny krąg dziedziczenia, nie przeszkadza bynajmniej proponowanemu tu ujęciu — bo przecież widzieliśmy, że właśnie analogiczne stosunki znajdujemy i w drugim filogenetycznie młodszym popędzie instynktu, mianowicie w popędzie poznawczym: głuptactwo dziedziczne jest ewolucyjnie najdalszą niedomogą tego popędu, na którego drugim krańcu znajdujemy wybitną inteligencję, — a jednak oba te krańce tego samego popędu stanowią odrębne kręgi dziedziczenia.

Przy takim zrozumieniu tych stosunków dziedziczenie schizoidii, cechy pogłębiającej się z biegiem lat w cyklu życiowym, staje się równie zrozumiałe, jak dziedziczenie głuptactwa, cechy pogłębiającej się także z biegiem lat, ponieważ braki niedorozwojowe przejawiają się coraz jaskrawiej w porównaniu z osobnikami rozwijającymi się normalnie. W tych warunkach dziedziczenie schizoidii, jako niedomogi popędu syntonicznego, zdaje się być równie zrozumiałe, jak jej pogłębianie się w cyklu życiowym przez postępujący rozwój aktywności intrapsychicznej, która wywiera na wszelką popędowość i bezpośredniość wpływ hamujący tym większy, im wyższą stanowi instancję ewolucyjną. Krótko mówiąc, dochodzimy do wniosku, że schizoidia, tj. hipo- lub asyntonia i syntonia, jako żywe współdźwięczenie bezpośrednie z otoczeniem, są tak samo dwoma przeciwległymi krańcami nasilenia tego samego popędu współdźwięczenia uczuciowego, jak głuptactwo i wybitna inteligencja są dwoma przeciwległymi biegunami nasilenia tego samego popędu poznawczego. Wszystkie te cztery bieguny mają swoje odrębne kręgi dziedziczenia, odrębne geny, wiążące się parami; wszystkie w swej krańcowości wykraczają poza normę, w kierunku dodatnim lub w kierunku psychopatycznym, a więc ujemnym.